Te niegrzeczne dzieci – cz.1 – Ważna uroczystość

Ostatnia aktualizacja: 08.06.2019, Alicja (Primanatura)

Zachęcona przez Alicję i Piotra zaczynam pisać. Na początek o tym, co jest mojemu sercu najbliższe.

Te „niegrzeczne dzieci”… Ci rodzice – niektórzy zezłoszczeni, krzyczący. Inni zawstydzeni, wycofani, czekający, żeby ktoś inny zareagował za nich. Albo tacy, którzy rozdarci między intuicją, podpowiedzią serca a oczekiwaniem osób postronnych zachowują się niekonsekwentnie nawet wobec samych siebie. Mogą być też rodzice pozornie pogodzeni z tym co widzą, którzy zredukują swoje napięcie niespodziewanym klapsem. I wiele innych postaw rodziców a wśród nich te, które ostatecznie każą kucnąć kiedy się mówi do dziecka, i sprawiają, że uśmiech i akceptacja jest za darmo i zawsze się należy. Tym „niegrzecznym” dzieciom też.

Część I ” Ważna uroczystość”

Dzięki Bogu mam dzieci. Nie chciałabym być tzw.”specjalistą” w dziedzinie wychowania, nie mając własnych dzieci. Bez konfrontacji mądrych teorii z byciem 24h/7dni pod czujnym okiem żywych „obiektów” zainteresowania pedagogiki nie wiedziałabym, które z nich (teorii) są fałszywe.

Idziemy na ważną uroczystość. Stroje odświętne, lekka nerwówka przed wyjściem – bo zawsze brakuje tych 5-ciu minut, żeby się nie spóźnić. Mama i tata poprawiają kokardy na główkach, wciągają brzuchy i razem z dziećmi… wkraczamy. Czy to kościół, czy imieniny eleganckiej cioci, czy koncert siostrzeńca w filharmonii – nie wchodzimy, jak zawsze, tylko wkraczamy. I z dziećmi coś się dzieje. Na co dzień spokojne i zainteresowane światem, robią wszystko, żeby im te kokardy z główek pospadały. Wiercą się niemożliwie, zwisają z czego się da, w tym z nas, muszą natychmiast pić, jeść, iść do toalety – najlepiej wszystko na raz. Jeśli mają mniej niż 5 lat kładą się na posadzce i jeżdżą po niej gołym brzuchem. Repertuar jest szeroki, do głośnego wycia i wyścigów włącznie.

Wychodzimy. Już wychodzimy zwyczajnie, krokiem nie przypominającym tamto „wkraczanie”. I nieodmiennie staje się cud. Nasze dzieci (SAME) poprawiają kokardy na głowach i przeobrażają się, na powrót, w spokojne i zainteresowane światem, miłe dziewczynki i chłopców.

Bardzo lubię szukać wytłumaczenia zachowania dzieci. Co naprawdę się stało? Dla nich, z ich perspektywy? Powiecie – nuda, po prostu nuda. Albo powiecie – pewnie dzieci nie są wdrażane/wychowywane odpowiednio, by potrafiły się zachować.

Ja szukam odpowiedzi w sprawach podstawowych, prostych i oczywistych przez to niezauważanych na co dzień i niedocenianych.

Potęga mowy ciała

Jak to się dzieje, że 3-miesięczne dziecko wchodzi w „dialog ” z opiekunem. Że opiekun robi „coś” i dziecko wie, o co chodzi i też robi „coś”? I to coś ma sens i kontekst. Nie liczymy na rozumienie mowy w tym wieku, a dialog trwa. Jest zrozumiały dla obu stron.
Stoi za tym repertuar mimiczny, gesty i dźwięki mamy/taty i dziecka. Podkładem neurologicznym są neurony lustrzane. To one właśnie generują rozwój emocjonalny i poznawczy przez całe nasze życie. Są konsekwencją geniuszu natury, która dba o to, byśmy potrafili się przystosować do zmieniającego się środowiska.

Kiedyś żyliśmy w niewielkich, 150-osobowych społecznościach. Jeśli pojawił się obcy bardzo szybko musieliśmy odczytać jego intencje i zareagować. Wciąż mamy tę łatwość. Mamy też niesłychaną wprost wrażliwość na informacje płynące z twarzy, postawy ciała i naturalnych gestów drugiej osoby. To jest nasze wyposażenie biologiczne. Nie jesteśmy jego niewolnikami, ale głupotą jest ignorowanie jego potężnego na nas wpływu. W sytuacji „ważnego wyjścia” mowa ciała dorosłego jest dziwna i niezrozumiała, często niosąca w sobie podwójny komunikat.

Jesteśmy też noszeniakami. Mały noszeniak w sytuacji zagrożenia szuka matki – nie tak, jak gniazdowniki np. kotki, które uciekają do swojego legowiska obojętne na to, czy jest tam matka, czy nie. Noszeniak szuka mamy i koniecznie potrzebuje potwierdzić więź z nią. Jego mózg dąży do tego, aby z mowy ciała matki wyczytać, że jest bezpiecznie, dobrze. Dopiero wtedy może spokojnie poznawać świat i regulować emocje.

Wróćmy do naszej opowieści o „ważnym wyjściu”. Mama i tata z wciągniętym brzuchem, wkraczający w te „ważne” progi to oczywiście przerysowany żart. Obrazuje on jednak łatwo zauważalną prawdę. W niezwykłych okolicznościach dorośli tracą swą zwykłą przystępność dla dzieci. W kościele stoją sztywno, patrzą daleko, spoglądają surowym wzrokiem na wiercące się dziecko. Na imieninach u cioci podobnie. Są inni. Mały człowiek-noszeniak-dziecko odbiera to jako informację: „jest inaczej, niż wtedy, kiedy jest bezpiecznie”. To znaczy – ” chyba jest groźnie”.

Teoria przywiązania i idące za nią w ślad współczesne teorie regulacji emocji pokazują strategie dzieci chcących poczuć się na powrót bezpiecznie. I znajdujemy tu właśnie wszystko, co opisywałam wcześniej. Marudzenie, wieszanie się, przywieranie, wydawanie rozmaitych dźwięków, sygnalizowanie, że trzeba uciekać itd. Natrętne spoglądanie w stronę rodzica i dążenie do uzyskania potwierdzenia, że jest OK. Często nazywamy to „zwracaniem na siebie uwagi” i równie często dopuszczamy do głosu tych, którzy lubią ignorować sygnały dziecka na tyle wytrwale, by ono zaniechało prób kontaktu z nami.

Myśl mówiąca o tym, że jedna z przyczyn „złego” zachowania się dzieci tkwi w mowie ciała dorosłego jest jednym z kamyczków bardziej złożonej mozaiki.

Zatem jak to rozumieć? Jak reagować? Czy ignorowanie się nie sprawdza? Czy marudzenie jest OK?

Jedno jest pewne- niegrzeczne dzieci nie istnieją.

I o tym będę Wam opowiadać.

Autor: Joanna Serwińska

Pani Joanna jest pedagogiem specjalnym, terapeutką INPP, BI, diagnostą neurorozwojowym pracującym w oparciu o blok INPP, MFDR oraz standaryzowane Baterie PTPiP. Prywatnie żona i mama, właścicielka 3 kotów i psa królewskiej rasy King Charles Cavalier Spaniel. Można się z nią skontaktować pisząc email na adres: joanna.serwinska(at)gmail.com.